top of page

Polowanie Hubertowskie

Wstęp

To było wyjątkowe polowanie, które większość uczestników będzie wspominać przez długi czas. W zasadzie wszystkie polowania w "Kniei" były wyjątkowe pod różnymi względami.

Ostatnie polowanie było jednak szczególne i nie widziałem uczestników, którzy narzekali na cokolwiek, pomimo tego że nawet nie mieli okazji do przyłożenia broni do oka.


Rozdział 1


Puszcza.


Puszcza to stary i magiczny miot, opisywany wcześniej kilkanaście razy i zawsze inny. Za każdym razem dostarcza odmiennych emocji i zaskakuje w nieprzewidziany i dziwny sposób.

Każdy wie, że miejsce , gdzie postawi go prowadzący nie ma tutaj najmniejszego znaczenia jeżeli chodzi o emocje i wyniki, które można będzie zobaczyć na pokocie.

Łowczy prowadzący polowanie dobrze o tym wiedział i dlatego na zbiórce zaproponował polowanie bez używania białych kartoników. Sprzeciwów nie zanotowano.

Szybko i sprawnie Koledzy pomocnicy za pomocą swoich amfibii rozwieźli myśliwych na poszczególne stanowiska. Kilka dni wcześniej- może przeczytaliście w poprzedniej wzmiance o wysiadkowych robótkach- wykonaliśmy kilka kolejnych przenośnych wysiadek, które zostały rozstawione z myślą o polowaniach takich jak opisywane tutaj.

Rafałowa amfibia podczas dowożenia myśliwych na stanowiska.


Początek pędzenia pozornie nudny, bez żadnych niespodzianek- tak myśleli pewnie goście zaproszeni. Ja układałem na półeczce dodatkowe naboje, których nie udało mi się wcisnąć do zbyt małego magazynka.

Puszcza to puszcza i na pewno coś tutaj będzie się działo. W zasięgu wzroku miałem 5 Kolegów.

Rafał posadził mnie na ambonie z półką, następny myśliwy-Grzesiu, gość zaproszony- zajął miejsce na wysiadce oddalonej o około 200 metrów od mojej ambony. Dalej Rafał, Sławek, Jasiu i na końcu przy kanale Wojtek, który w razie konieczności miał zamknąć totalnie wyjście z naszej łączki za pomocą rusznicy z długą, białą lufą.

Pierwszy przerwał ciszę Sławek. Podobno warchlak bardzo przeszkadzał i dlatego został pierwszym kandydatem do pokotu. Pieski długo grały gdzieś po drugiej stronie puszczy, pojedyncze strzały, ale u nas totalny spokój. Kilka fotek wykonanych przez okienka ambony i kontrola jakości na ekranie komórki przyczyniły się do mojej gapiowskiej superporażki .

Po przypadkowym spojrzeniu przez przednie okno ambony zauważyłem byka, który odchodził spokojnie w kierunku Grzesia. Byczek wyszedł w mojej lewej i był widziany dużo wcześniej, ale nie przeze mnie...Trudno- pomyślałem- patrząc na pięknego selekcyjnego ósmaczka, który chwilę później równie spokojnie przeszedł obok Grzesia bliżej niż 10 długości lufy Grzesiowego sztucera.

Byk selekcyjny, strzał bezpieczny, odległość do celu żadna, ale wszyscy na łące wiedzieli, że Grzesiu nie będzie strzelał, bo według uchwały WZ goście zaproszeni nie mogą u nas strzelać na polowaniach zbiorowych do samców zwierzyny płowej. Uchwała WZ rzecz święta, nie dotyczy jednak emocji i przeżyć, które jak się domyślacie były wyjątkowe.

Kiedy byczek minął Grzesia sam również zorientował się , że coś tutaj nie gra. Spotkał już dzisiaj myśliwego gapę , ale żeby następny świadomie nie chciał strzelać...zdenerwowany poszedł dalej.

Wszyscy obserwatorzy wiedzieli jednak co będzie później, bo nieszczęśnik podążał prosto w kierunku Rafała.

Nie wiadomo było tylko , czy Rafał nie przegląda akurat internetu w swojej komórce w celu zakupu jeszcze silniejszego silnika do swojej bryki, bo z racji swojego umiejscowienia nie mógł widzieć całego zdarzenia.

Kiedy zwierz zniknął w krzakach zacząłem odliczać sekundy. Między 3 i 4 sekundą Rafał wypalił 2 razy i postawił wyraźną kropkę kończąc tym samym byczą wycieczkę.

W tym momencie do moich uszu zaczęły docierać echa innych strzałów z pozostałych linii. Były różne kombinacje ilościowo-interwałowe, przeważały jednak strzały podwójne szybkie.

Zwierza było dużo , bo strzały padały z każdego kierunku.

Naganka zdążyła zawrócić i minęła mnie ponownie z lewej.



Nauczony doświadczeniem nie dotykałem komórki i to się zdecydowanie na polowaniu opłaca.

Kątem oka zauważyłem ruch w lewym okienku. Spory dziczek postanowił oszukać nagankę i skracał powrót do miotu poprzez róg mojej łączki. Po pierwszym strzale zauważyłem dużą plamę , wiadomo jakiego koloru. Dzik nie został w ogniu, więc na wszelki wypadek strzeliłem powtórnie. Widziałem jak wpadając do miotu dzik jednocześnie przewraca się i zalega , aby spisać testament.


Zamiast byka jest dzik -też dobrze, pomyślałem- i spokojnie doładowałem magazynek.

Strzały nasilały się i co chwilę ktoś tam do czegoś strzelał.

Rozpętała się prawdziwa strzelanina. Po kilku minutach zrobiło się cicho i wydawało się , że nic już się tutaj nie zdarzy, a prowadzący da niebawem sygnał do zbiórki .

Tak mógłby pomyśleć gość zaproszony , ale nie my. Uzupełniłem naboje na półce.

Szukałem na podłodze łuski z pierwszego strzału i wtedy coś zaczęło regularnie szarpać powietrzem. To Wojtek, który znajdował się dobre 500 metrów dalej otworzył ogień ze swojego srebrnego grzechotnika.

Chwilę potem koledzy z sąsiednich zasiadek również zaczęli uruchamiać swoje sztucery. To były niesamowite akustyczne przeżycia.

Podniosłem głowę z podłogi i rzuciłem okiem przez prawe okno. Nie wiem ile było ich na początku, ale mniej więcej przed środkiem łąki zauważyłem jeszcze 3 byki, które zygzakami biegły w kierunku mojej ambony. Widziałem też piękne wodne fontanny napędzane przelatującymi kawałkami ołowiu.

Gotowość bojowa, liczenie strzałów i nadzieja, że któryś z nich zdoła dotrzeć do mnie- najlepiej na lewą stronę. Cała linia przeganiała pająki z luf swoich sztucerów. Byki- najwyraźniej doświadczone - nie dawały za wygraną.

Kiedy strzały ucichły , zostały jeszcze 2 zmęczone byczki, które zbliżały się do teoretycznego zasięgu mojego sztucerka w kalibrze 300 WM. Byki weszły mi -tak jak chciałem- w lewe okno ambony.

Pierwszy podrygiwał ósmak, drugim nawet się nie zainteresowałem i nie wiem co tam miał na głowie.


Selekcyjny ósmaczek zaległ zaraz po wejściu do lasu. Święty Hubert postarał się dzisiaj o emocje i szczodrze darzył. Ja miałem dzika i byka, Rafał oraz Wojtek po byku, a Sławek dzika. Grzesiu miał bardzo bliskie spotkanie IV stopnia z bykiem, a Jasiu sobie tylko postrzelał.

To w zasadzie zakończyło wydarzenia w tej części puszczy.



W tym samym czasie:

Nie mniej ciekawe przypadki odnotowano na innych liniach.

Koledzy: Darek oraz Leszek zostali posadzeni na sąsiadujących wysiadkach, a Heniu na pobliskiej ambonie. Były to zawsze jedne z najlepszych miejsc podczas opolowywania puszczy. Tak też było i tym razem. Pierwsze spotkanie z dzikiem zaliczył Leszek. Nietypowe, stresujące i zaskakujące, ale w końcu skuteczne.

Leszek, który zajęty był obserwowaniem miotu nie zdawał sobie nawet sprawy, że sam był również obserwowany, ale przez oczekiwanego dzika, który zamiast uciekać z miotu podążał odwrotnie - do miotu i zatrzymał się tuż przed jego plecami .

Nie wiemy skąd przyszedł i jakie miał zamiary dzik oraz dlaczego udawał się w kierunku innym niż powinien w takiej sytuacji. Kto wie co tam się dzikowi we łbie kłębiło, ale na szczęście Leszek znajdował się na wysiadce, a nie np. na stołku. Wszystko z ambony podziwiał Heniek, który oszacował czas zalegania skołowanego dzika w kompletnym bezruchu na około 1 minutę. Obliczenia czasowe potwierdził też Darek- obserwator z przeciwnej strony.

W końcu jakimś cudem dzik został zauważony, Leszek zaczął strzelać i w tym samym momencie potężny odyniec wykonał zwrot w tył oraz przyspieszył gwałtownie w kierunku nieznanym. Nie dobiegł jednak nawet do środka łączki, Leszek natomiast wyczyścił magazynek do sucha, a koledzy sąsiedzi mieli niezły ubaw.

Chwile później Henryk dostał prezent od samego Świętego Huberta w postaci - jak to określił- życiowej szansy.

Po zdarzeniu z Leszkowym dzikiem, podczas analizowania dziwnego zachowania dzika i obliczania prędkości ucieczki w/w osobnika , usłyszał dziwne dźwięki w puszczy tuż za rogiem, który tworzyło kilka dębowych drzewek.

Według opowieści, jaką w przerwie sprzedał wolnym słuchaczom, w pierwszej kolejności jego oczom ukazał się potężny wieniec szesnastaka. To wystarczyło, aby zamrozić wszelkie działania na kilkadziesiąt sekund.

Zesztywniało podobno wszystko. Byk pokazał w końcu klatę oraz całą sylwetkę, a Heniek odzyskał zdolności manualne i poznawcze. Krótka ocena i decyzja pociągnięcia za spust zakończyły ten krótki, ale jakże nietypowy epizod. Byk jak malowany, dla niejednego nemroda marzenie.



Na innych liniach

Na stanowisku przy rejonie r 30 miejsce zajmował Maciej.

Już podczas pierwszej strzelaniny Maciej zauważył dzika , który dziwnym krokiem ucieka z miotu. Dzik zygzakował w celu zgubienia piesków, ale nie wiedział , że tamte już dawno zgubiły jego trop i jest bezpieczny ale do czasu, kiedy zwróci uwagę Macieja. Maćkowi nie pozostało nic innego jak zdecydować się na otwarcie ognia .

Wypalił 4 razy, aż dzik w końcu przestał zygzakować. Na pocieszenie trzeba dodać, że żadna z kul dzika nie ominęła.


Na linii od strony Wilenka stanowiska zajęli: prowadzący polowanie Mateusz, Stanisław, Piotr oraz Michał.

Święty Hubert postanowił sprawdzić umiejętności strzeleckie 2 pierwszych Kolegów za pomocą chmary łań, którą na pełnej prędkości wypuścił z miotu wprost na zaskoczonych Kolegów. Pozorne zaskoczenie trwało tyko ułamek sekundy, Koledzy dołożyli do pokotu 3 jelenie.



Szansę wykorzystał również Michał - nie przepuścił pięknemu ósmakowi, który korzystając z zamieszania chciał wyjść z okrążenia bez szwanku.

Drugi Michał, który stał mniej więcej po przeciwnej stronie miotu również dołożył do pokotu selekcyjnego byczka.

Do tego wszystkiego na sam koniec pędzenia Mateusz nie dał się zaskoczyć szybkiemu dzikowi, który spisał testament po otrzymaniu pierwszej kuli.

Łukasz, który stał obok Michała również popisał się celnym strzałem oddanym do zamaskowanego dzika. Dziczek cwaniak w celu zmylenia przeciwnika przeleciał wcześniej zapewne specjalnie przez kępy traw i zarośli. Maskowanie nie pomogło.


W ten sposób Puszcza za pozwoleniem Świętego Huberta i "drobnym" udziale polujących pozwoliła położyć na pokot 6 byków, 3 łanie oraz 6 dzików.

Zbieranie zwierzyny zajęło dobre 2 godziny, co i tak odbyło się sprawnie biorąc pod uwagę warunki terenowe i wodę, która zalegała dosłownie wszędzie.

Kolega Rafał podczas transportu zwierza dorobił się nawet-wzorem Wojtka z lat ubiegłych- całkiem ładnej powłoki maskującej samochód.



Rozdział 2

Jeziórka.


Miot, a właściwie zespół drzew, krzaków, dziwnych zarośli, bagienek, pułapek terenowych, rowów suchych i mokrych oraz co najważniejsze wielkoobszarowych połaci trzcin różnego rodzaju. To wszystko rozciągnięte wzdłuż dość szerokiego kanału. To właśnie są Jeziórka.



Nie wiem dlaczego tak nazwano te tereny, ale podczas mojego pierwszego pobytu na zbiorówce w "Kniei" podsłuchałem rozmowę o pędzeniu Jeziórek i na serio pomyślałem , że jedziemy polować na jakieś jeziorka.

Usprawiedliwia mnie tylko fakt, że dziki umieją pływać i taka perspektywa wydawała mi się dziwna, ale całkiem prawdziwa i dosyć atrakcyjna.

Tak jest do dzisiaj, Jeziórka zawsze są atrakcyjne i za każdym razem sprawiają komuś niespodziankę.




Po zakończeniu przerwy techniczno- konsumpcyjnej po pierwszym pędzeniu prowadzący zapakował polujących do samochodów. Tym razem trafiłem do wozu bojowego Sławka. Obstawiliśmy środek miotu od strony kanału. Jak się później okazało ważne było to, że naprzeciwko mnie ponownie zasiadł Wojtek.


Podobnie jak w pierwszym miocie pierwsze strzały zaraz po zajęciu stanowiska oddał Sławek. Potem spokój i cisza. Gdzieś z prawej zobaczyłem przeciskającego się przez krzaki naganiacza.

Kilka lat temu- kiedy było zdecydowanie więcej dzików- w tym momencie mielibyśmy z Wojtkiem już kilka okazji do strzału.

Jeżeli chodzi o atrakcyjność, w skali 1-10 nasze miejsca warte były teraz około 6 punktów podczas pędzenia do przodu oraz około 8 punktów podczas powrotnego przejścia naganki do tyłu.

Naganka przeszła do czoła miotu, kilkanaście strzałów podniosło poziom emocji. Dziki i jelenie zostały wypędzone ze środkowej kępy w kierunku czoła miotu oraz kanału. Znowu ktoś strzelił.


Strzał Wojtka zupełnie mnie zaskoczył. Chwile później łamanie gałęzi po lewej było sygnałem do podniesienia broni z podpórki. Coś szło w moim kierunku. Święty Hubert sprawdzał moją gotowość i czujność. Może kolejność strzelania będzie podobna jak na puszczy?

Wiecie jak to jest: coś idzie , łamie grube gałęzie- nie widzicie co i nie wiadomo co myśleć i jak opanować czasami wielkie emocje. Zupełnie jak na rybach, coś szarpie spławik i nie wiadomo co...

Wiedziałem , że coś w końcu się pokaże i rzeczywiście w odległości około 40 metrów po lewej zobaczyłem wyłaniającego się z kępy byka. Najwyraźniej kierował się w kierunku kanału.

Decyzja i strzał ,byk skoczył w kierunku kanału. Zobaczyłem go na drugiej stronie zanim schował się za krzakami.

No to dopiero będzie jazda-pomyślałem i od razu pożałowałem decyzji o strzale- trzeba szukać za kanałem, ale niestety nie ma żadnego przejścia w pobliżu. Jak się później okazało podobny problem miał Sławek, który wcześniej też strzelał do byka. Ten również skoczył przez wodę.

W tym samym czasie na drugiej stronie miotu Łukasza zaskoczył lis, jednak nie aż na tyle żeby ujść z życiem.

Na przesmyku mniej lub więcej w połowie miotu Maciek spotkał się ponownie z dzikiem. Jak się okazało dzik obrał pechową dla siebie drogę ucieczki i nie zdołał przesmyku pokonać.



Mateusz zajmował stanowisko na lewej flance. Tam właśnie , w kierunku kanału wyjechała spora chmarka łań. Ostatnia łania z kolejki została w ogniu.

Generalnie to byłoby wszystko, jeżeli chodzi o przebieg polowania właściwego.


Podczas, gdy pozostali udawali się do Bursztynówki ja ze Sławkiem oraz Jankiem udaliśmy się w nieznane tereny za kanał w celu odnalezienia naszych byków.

Wypad nie byłby możliwy, gdyby pancerny wóz przeprawowy Sławka nie umiał pływać i jeździć po drzewach. Pomocny okazał się również telefon i mapa z systemem GPS.




Mateusz zajmował stanowisko na lewej flance. Tam właśnie , w kierunku kanału wyjechała spora chmarka łań. Ostatnia łania z kolejki została w ogniu.

Generalnie to byłoby wszystko, jeżeli chodzi o przebieg polowania właściwego.


Podczas, gdy pozostali udawali się do Bursztynówki ja ze Sławkiem oraz Jankiem udaliśmy się w nieznane tereny za kanał w celu odnalezienia naszych byków.

Wypad nie byłby możliwy, gdyby pancerny wóz przeprawowy Sławka nie umiał pływać i jeździć po drzewach. Pomocny okazał się również telefon i mapa z systemem GPS.


Mojego odnaleźliśmy bez problemu- Sławek widział ze swojego stanowiska ostatnie kroki byczka.


Sławkowy byk stworzył nam trochę więcej kłopotu i w sumie nie dał się zapakować do wozu. Nie dowieźliśmy go na pokot.

Na drugi dzień Sławek zaangażował pilota z termowizyjnym dronem oraz zawodowego poszukiwacza z kwalifikowanym psem. Byka znaleziono po naszej stronie kanału. Ruszony przez Sławka poprzedniego wieczora postanowił wrócić do obwodu numer 99.

Jak widać na fotce byk nosił piękny wieniec i warto było go szukać ( jak zresztą każdą zranioną zwierzynę).



Zakończenie polowania jak zawsze przy pokocie, który tym razem okazał się imponujący : 8 byków, 7 dzików 4 łanie 1 lis na 30 polujących. Całkiem niezły wynik pokotowy.



Królem tego niesamowitego polowania został Andrzej (czyli ja) - pozyskując 2 jelenie byki oraz dzika. Wicekrólami zostali Koledzy Michał oraz Henryk- obaj położyli na pokot po byku.

Nie mieliśmy medalu dla króla obserwatorów, ale gdyby taki był to niewątpliwie wisiałby na szyi Grzegorza za spokojną i bezstresową obserwację byka z kontaktowej odległości.


Trzeba dodać, że takie polowania nie biorą się tylko z zasobności łowiska w zwierzynę. Ogromną rolę odgrywa przygotowanie całego przedsięwzięcia od a do ż i jeszcze bardziej.

Logistyka, kolejność i kierunek pędzenia, stanowiska myśliwych, sprawne urządzenia łowieckie, transport, naganka znająca dobrze mioty , dobre psy, smaczne posiłki, dobry plan i znajomość łowiska to tylko niektóre zagadnienia z jakimi mierzą się prowadzący polowanie.

Takie składniki czynią polowanie udanym i przyjemnym, a koleżeńska atmosfera czyni je miłym wydarzeniem w którym uczestniczyć chciałby chyba każdy myśliwy. Do Rogozinieckiej "Kniei" możecie przyjeżdżać w ciemno i nie zmarnujecie czasu. :-)


Po oddaniu hołdu upolowanej zwierzynie spotkaliśmy się przy obelisku, który upamiętnia naszych Kolegów, którzy polują już u Świętego Huberta. Zapaliliśmy znicz i chwilą ciszy uczciliśmy pamięć o Nich.



Dalsza część spotkania upłynęła miło i radośnie we wnętrzu Bursztynówki, ale o tym pisać nie mogę z powodu wypisania się pióra...;-)

Darz Bór


Tekst oraz fotki( w większości) Andrzej Sidoruk























bottom of page